Przejdź do treści

Rodzice to Asy – finał Chojno

Każde miasto ma swoich bohaterów, których warto obudzić, zmotywować do działania lub zwyczajnie ukierunkować. A gdy to zrobimy, dzieją się cuda.

Nieodkryty kapitał

Miasto, miasteczko, wieś – słowem miejsce, w którym mieszkamy, jest pod wieloma względami wyjątkowe. Czy to ze względu na architekturę, historię, położenie geograficzne, czy wspomnienia z minionych wydarzeń, z naszego życia. Najbardziej niezwykłe jest jednak ze względu na ludzi, którzy w danym miejscu zamieszkują. Osoby, które świadomie lub mniej, kształtują daną społeczność, zmieniają otaczającą ich rzeczywistość, przezwyciężają pojawiające się trudności, a przede wszystkim realizują swoje małe, średnie i duże projekty.

Można by pomyśleć, że takich ludzi jest niewielu, i że raczej są to jednostki niż grupy. Otóż nie – takie osoby ma każde miasto, tylko czasem oni sami o tym nie wiedzą, nie uświadamiają sobie potrzeby, aby zrobić coś więcej niż tylko codzienne obowiązki związane z pracą i domem.

Dlatego raz na jakiś czas należy ich „obudzić”, zmotywować lub zwyczajnie ukierunkować – a wówczas dzieją się cuda. Następuje metamorfoza, która dotyka nie tylko samą osobę, ale również jej najbliższe otoczenie i znajomych. W rezultacie rozpoczyna się dla nich wszystkich proces rozwoju (zaspokajanie potrzeb, rozwiązywanie problemów), w oparciu, o własne i wspólne zasoby, a nie poprzez zewnętrzną interwencję instytucji. W ten sposób powstaje silne społeczeństwo zdolne do kooperacji, wymiany zasobów i gotowe do wspólnego pokonywania pojawiających się problemów.

To właśnie z myślą o stworzeniu takiego społeczeństwa został zaplanowany i przeprowadzony autorski projekt Fundacji Varietae „Rodzice to ASy” – projekt, który nie uczył jak być liderem, ale uświadamiał, że jest się nim od zawsze.

W poszukiwaniu wzajemnego zrozumienia

Jak sprawić, aby mieszkańcy danej społeczności angażowali się w kształtowanie otaczającej ich rzeczywistości? Zaspakajali samodzielnie potrzeby społeczne i rozwiązywali napotykane problemy? Najczęstszą praktyką w Polsce jest przedstawienie im dobry praktyk w postaci prezentacji, case study, oraz samego wystąpienia prelegenta, który pokaże korzyści i powie, że warto. Ten sposób nie jest zły, ale charakteryzuje go znacząca słabość, którą jest nierówny poziom doświadczenia i kontekstu pomiędzy nadawcą a odbiorcą . Nadawcę a odbiorcę często dzieli ogromna przepaść, spowodowana głównie praktycznym doświadczeniem prowadzenia projektu społecznego.

Odbiorca nie wie, jak to jest prowadzić projekt, nie jest w stanie odczuwać wszystkich emocji z tym związanych, ponieważ nie musiał podejmować decyzji i doświadczać ich skutków. I wreszcie na koniec odbiorca nie będzie czuł takiej samej satysfakcji i spełnienia na finiszu projektu, ponieważ nie było to jego przedsięwzięcie i nie były to jego cele (projektowe i prywatne).

Zobacz publikację
z projektu

Podobnie jest w przypadku odbiorców, którzy są świetni w obszarze teoretycznym. Znają korzyści płynące z realizacji projekt w społecznych, dysponują wiedzą o zarządzaniu projektem i zasobami ludzkimi, znają mnóstwo przykład w dobrych praktyk, tylko nie mieli okazji sprawdzić siebie, swoich zasobów i wiedzy w praktyce. W relacji z nadawcą doskonale rozumieją więc kontekst, pozostają jednak daleko w obszarze doświadczenia i związanej z nim weryfikacji posiadanej wiedzy. Takie osoby zdecydowanie częściej włączają się w realizację różnego rodzaju działań, niejednokrotnie jednak zniechęcają się do kolejnych, już po pierwszym projekcie.

Niechęć do dalszych działań jest czymś naturalnym. Można powiedzieć, że jest ona jednym z podstawowych etapów uświadamiania sobie roli lidera – animatora społecznego. Możliwość wejścia w rolę animatora lokalnego nie tylko uczy, co brutalnie weryfikuje wszelkie nasze założenia i wyobrażenia. Osobiście nazywam ten moment etapem pokory. Ponieważ wchodzące w rolę lidera poddajemy się ocenie osób współrealizujących projekt, odbiorców projektu oraz szerokiemu gremium osób stanowiących społeczność, w której realizowane jest przedsięwzięcie.

Nie każdy jest gotów na tę lekcję. Każdy, kto jednak ją przejdzie, wie, że stał się innym człowiekiem. A gdy dodamy do tego poczucie sprawczości, satysfakcję ze zrealizowanych założeń, odnalezienie wspólnych płaszczyzn porozumienia z innymi ludźmi oraz akceptację ze strony innych, zyskujemy pewność siebie, która potęguje chęć do dalszych działań. Czasem jest tak, że projektu nie udaje się zrealizować i pojawia się zawód. Niezależnie od efektów projekt w pozostają jednak wspomnienia, zdobyte doświadczenia, oraz wnioski co zrobić, aby następnym razem odnieść sukces.

Metodologia, która wiele zmienia

W projekcie „Rodzice to Asy” postanowiliśmy zmienić powszechnie stosowaną metodologię i bez zbędnych wprowadzeń pozwolić uczestnikom projektu na wejście w rolę liderów. Nie było to ryzykowne przedsięwzięcie, ponieważ do projektu zaprosiliśmy rodziny, które z racji swojej funkcji stanowią podstawą grupę każdego społeczeństwa. Grupę, która samodzielnie jest w stanie zaspokoić swoje potrzeby, dba o relację wewnętrzne, wspólnie rozwiązuje pojawiające się problemy oraz gotowa jest do poświęcenia na rzecz jej członków. Uznaliśmy, że właśnie te cechy silnie korelują z cechami animator w społecznych, z tą jedną różnicą, że tak jak rodzina działa w oparciu, o dobro swojej rodziny, tak animator społeczny działa na rzecz różnych grup, uruchamia związki międzyludzkie, międzygrupowe i instytucjonalne w przestrzeni publicznej.

Teza okazała się trafna, a metodologia pozwoliła wyłonić naturalnych liderów, których pozostaje wspierać i dostarczać im narzędzi do samodoskonalenia, w wczas efekty ich aktywności przyjdzie nam obserwować w niedalekiej przyszłości.